Recenzja filmu

Lewiatan (1989)
George P. Cosmatos
Peter Weller
Richard Crenna

Zanurkowałem na pokładzie Nostromo w Głębię i spotkałem Coś

"Lewiatan" to skrzyżowanie "Obcego" Ridleya i "Cosia" z 82 roku, z tą  różnicą, że akcja ma miejsce na dnie Oceanu Atlantyckiego.
"Lewiatan" to skrzyżowanie "Obcego" Ridleya i "Cosia" z 1982 roku, z tą  różnicą, że akcja ma miejsce na dnie Oceanu Atlantyckiego. Oczywiście zmiana scenerii nie przeszkadza w powieleniu pierwszego (i nie ostatniego) ze schematów: cała fabuła kręci się wokół ekipy wesołków, którzy z dala od cywilizacji kręcą jakąś lukratywną robótkę, w tym przypadku - wydobywają srebro (co więcej, na kontrakcie jakiejś wielkiej firmy - brzmi znajomo?).

I tak znajdziemy tutaj: doktorka skazanego na banicję, niezdrowo zainteresowanego monstrami próbującymi zmasakrować drużynę, jakiegoś idiotę, który za bycie idiotą zostaje skazany na "pierwszy kontakt z niezidentyfikowanym organizmem" i jest predestynowany do pierwszych objawów zakażenia "jakąś dziwną chorobą", wielkooką ślicznotkę, mającą  ambicje większe niż podwodna stacja i cichaczem podkochuje się w jakimś członku załogi i charyzmatycznego dowódcę, próbującego trzymać w ryzach hołotę, z jaką przyszło mu współpracować.

Żeby im się nie nudziło, scenarzysta postanowił podsunąć tuż pod ich nosy wielgachną łódź podwodną, która leży sobie na dnie oceanu niezauważona przez cały czas trwania misji. Łódź należy do rosyjskiej armii, więc na pokładzie musiała się znaleźć butelka wódki, o którą załoga postanawia powalczyć, a która w późniejszym etapie filmu będzie pełniła niebagatelną rolę (alkohol jednak szkodzi zdrowiu). Klisza nr. 2 - znaleźliśmy coś na nieznanym statku, który wygląda jak wyjęty z horroru - przynieśmy to do bazy, na pewno będzie świetna zabawa! No i się zaczyna. Ktoś wypija wódkę, ktoś zaczyna mieć mdłości, coś pojawia się pod skórą, coś zaczyna pojawiać się na skórze. Nikt nie wie, co to jest, ale życie toczy się dalej, bo przecież najlepszym lekarstwem na "nieznane zakażenie" jest... pobyt w ambulatorium. Schemat nr. 3 - jeśli coś złego ma się stać - to tylko w ambulatorium. Po śmierci dwóch pierwszych ofiar "tajemniczej choroby" okazuje się, że nie jest to "tajemnicza choroba", a potwór z "The Thing", któremu znudził się srogi klimat Antarktydy i postanowił wybrać się na nurkowanie. Dalej według schematów 4,5,6 i klisz 7,8,9. Wszyscy biegają, krzyczą, co chwila ktoś ginie, bohaterowie rozdzielają się, płaczą, podcinają sobie żyły i w końcu rozpoczynają konfrontację z dziwacznym stworzeniem. Szkoda tylko, że zajęci byli czym innym przez pół filmu i monstrum zdążyło rozwalić prawie całą stację, odciąć zasilanie i sprawić, aby powłoka ochronna została naruszona. Widmo implozji w tle, a dziarska ekipa w ruch. Biorą do rąk sprzęt do wydobywania, miotacze ognia (które są podstawowym elementem wyposażenia ekipy wiertniczej) i ruszają do walki.

Klaustrofobię szlag trafia już w pierwszych minutach. Niby są powolne najazdy na oceaniczne głębiny, niby są olbrzymie pomieszczenia i nieskończenie długie korytarze, niby bestia sieje grozę, ale to wszystko już zwyczajnie było i to w dodatku niedawno. Twórcy nie szczędzą się nawet na biedne filozofowanie, jakieś gadżeciarskie saj faj, cholera! nawet nie próbowali iść w farsę, pastisz, zabawę konwencją, przerobić jakiś motyw, nie wiem, przedstawiać historię np. z perspektywy bestii. Nic z tych rzeczy. Oni obejrzeli filmy Carpentera i Scotta i po prostu skopiowali je, dorzucając od siebie inną scenografię i innych aktorów. W jednej ze scen w pomieszczeniu wiszą nawet słynne łańcuchy z sufitu! Cosmatos i spółka próbował raz czy dwa desperacko się bronić i dodać coś od siebie, ale kończyło się to albo tanimi suchary próbującymi rozładować "napięcie" (ostatnia scena "zapłaty"), albo stereotypowym podejściem do pewnych rzeczy, zjawisk, postaci etc. (Martin jako przedstawicielka firmy, siedzi cały dzień w fotelu obitym czarną skórą i pali cygaro). Ale trzeba przyznać, że wygląd stacji i kombinezonów jest naprawdę przyzwoity i przyłożono się do niego należycie (chociaż do niego...).

"Lewiatan" to bity od sztancy produkt, który próbował nieść się na fali popularności wielkich filmów science fiction, łączących w sobie elementy horroru. Chciałbym oglądać ten film tak jak bohaterowie filmu wynurzali się z głębin oceanu - bez trosk, spokojnie i płynnie. Szkoda tylko, że życie nie jest takie piękne i filmów złych nie da się "przełknąć" bez odruchów wymiotnych. Zupełnie jak wynurzanie się z głębokości 4800 metrów - bez choroby dekompresyjnej się nie obejdzie.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Podwodna baza ulokowana na samym dnie oceanu atlantyckiego. Kilku górników w pocie czoła wydobywających... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones