PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=734}

Łowca androidów

Blade Runner
7,7 211 030
ocen
7,7 10 1 211030
8,7 48
ocen krytyków
Łowca androidów
powrót do forum filmu Łowca androidów

Po przeczytaniu serii burzliwych dyskusji, jakie miały miejsce na tym forum, postanowiłem dokonać podsumowania w oparciu o dostępne informacje. Chodzi oczywiście o tożsamość głównego bohatera, Ricka Deckarda. Wbrew pozorom sprawa jest dość prosta.

Czy był androidem (replikantem)? I tak, i nie :) Wszystko zależy od tego, o którym filmie mówimy: o pierwotnej wersji z 1982 roku, czy o wersji reżyserskiej. Otóż w filmie z lat 80-tych Deckard NIE JEST replikantem. Stało się tak wbrew woli reżysera, ponieważ producenci przeforsowali własną koncepcję. W ich wersji film kończy się sceną idyllicznej podróży Ricka i Rachael przez góry. Możemy ponadto usłyszeć komentarz głównego bohatera z offu (kluczowy cytat brzmi: "Gaff był tam i pozwolił jej żyć. Cztery lata - myślał. Mylił się. Tyrell powiedział mi, że Rachael jest wyjątkowa: brak daty wygaśnięcia. Nie wiedziałem, ile czasu razem nam zostało. Ale kto to wie?"). Zresztą w tym filmie generalnie Deckard jest narratorem.

A co z wersją reżyserską? Otóż tam Rick JEST już replikantem. Stało się tak, bo tak chciał Ridley Scott. Aby zrealizować i urzeczywistnić swój pomysł, umieścił w filmie scenę, która stała się koronnym dowodem na to, że łowca również jest organizmem sztucznym. Chodzi o scenę, w której główny bohater wyobraża sobie jednorożca. Jej ważkość polega na tym, że zmienia ona (uzupełnia) sens sceny finałowej, w której Deckard znajduje origami wykonane przez Gaffa a przedstawiające właśnie to stworzenie.

Notabene jeszcze inna wersja filmu posiada mocno rozszerzoną końcówkę, w której pokazano nowe, jednoznaczne migawki, wykładając kawę na ławę (Gaff pytający retorycznie Ricka, czy ten na pewno jest człowiekiem oraz zdjęcie Deckarda z żoną wykonane dokładnie na tej samej werandzie, co zdjęcie rzekomej małej Rachael).

Zapoznałem się też z wpisami i filmikami wyliczającymi cały szereg scen i wątków rzekomo udowadniających, iż Deckard jest replikantem. Były one jednak wybitnie tendencyjne: podciągały dowody pod z góry przyjętą tezę. Wystarczy wspomnieć o oczach Ricka, które w jednym z ujęć zaświeciły na czerwono "jak u androida" albo o scenie na dachu, gdzie Roy ratuje łowcę niby dlatego, że wiedział o ich wspólnym pochodzeniu. W pierwszym przypadku sam Harrison Ford powiedział, iż był to niezamierzony efekt (tak jak czerwone oczy na fotografiach), zaś w drugim - autorzy wspomnianych wpisów i filmików zapomnieli o kluczowych słowach Roya skierowanych do Deckarda: "I've seen things YOU PEOPLE wouldn't believe".

Ale nie wykluczam, że wątków, które w zamierzeniu Scotta miały dowodzić replikanckiej natury łowcy, jest w rzeczywistości więcej niż jeden. Reżyser mógł "obsiać" film większą liczbą tego typu wskazówek. Problem w tym, że bez tego głównego, koronnego dowodu są to tylko sceny i wątki, które można dwojako interpretować. Tak, jak np. słowa Gaffa na dachu: "You've done a man's job, sir". Wielu uważa, że skoro mówi Deckardowi o "ludzkiej pracy", to jest w tym podtekst i oznacza to, że Rick jest replikantem. Inni z kolei uważają, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by takie słowa skierować do człowieka (sens wypowiedzi Gaffa można zatem zrozumieć w taki oto sposób: "Wykonałeś ludzką robotę, bo jesteś człowiekiem, nie miałeś innego wyjścia; wykonałeś robotę, jaka do ciebie, jako człowieka, należała."). Pomijam już fakt, że słowa "man" (człowiek) i "men" (mężczyzna) wypowiada się praktycznie tak samo, w związku z czym Deckard mógł po prostu wykonać "męską robotę".

A co ja myślę o tych dwóch wersjach genialnej historii? Koncepcję Scotta uważam za ciekawą, ale i komercyjną. Reżyserowi zależało na zaskakującym zakończeniu, które - moim zdaniem - niestety szkodzi filozoficzno-ideologicznej warstwie filmu. Philip K. Dick, autor powieści, chciał, aby czytelnik zastanowił się nad istotą człowieczeństwa oraz nad tym, jak bardzo człowiek wchodzi w rolę stwórcy, demiurga czy aksjologicznego arbitra. Do tego potrzebna była konfrontacja replikantów z ludźmi. Ale jeśli główną postać ludzką, graną przez Forda, uczynimy kolejnym replikantem, to jaką wartość poznawczą ma tak przeprowadzony sąd nad człowieczeństwem? Każdy zarzut można oddalić, mówiąc: "ale to nie była istota ludzka, tylko odpowiednio zaprogramowany android"; "był zimnym egzekutorem - bo android" itd. itp. Zabawne, że w pojedynku reżysera z producentami to ci drudzy stanęli po stronie filozoficznych wartości filmu. I dlatego właśnie ich wersję uważam za lepszą.

Inną kwestią, która stanowi wadę wizji Scotta, jest to, że Deckard jako replikant jest mało przekonujący. Jak wiemy, androidy były wyspecjalizowane w realizacji ściśle określonych zadań, natomiast Rick swoje wykonywał, umówmy się, dość średnio. Wystarczy przypomnieć, że polując na Roya i mając pistolet w ręku, postanowił... uciec. Dziwne było także to, że na samym początku odmówił przyjęcia zlecenia likwidacji zbiegów. Po co konstruować replikanta, którego trzeba usilnie przekonywać do wykonania zadania? Jednocześnie odrzucam często podnoszony argument, że Deckard co chwilę dostawał po mordzie. Jego słabość fizyczna mogła bowiem akurat służyć utwierdzaniu go w przekonaniu, iż jest człowiekiem. Gdyby zorientował się, że sam jest androidem, mógłby przejść na stronę swoich „ziomków”.

Dobrze, wystarczy tego. Swoją pisaninę zakończę apelem, abyście nie żarli się jak replikanci z ludźmi, ponieważ wszyscy mieliście rację: Deckard jest i nie jest replikantem. Wystarczy obejrzeć tę wersję kultowego arcydzieła, która nam odpowiada i którą najbardziej lubimy :)

Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones