Rutger Hauer ukradł ten film Fordowi. Jedna z wogóle lepszych kreacji w kinie. Trochę żartuję z tą kradzieżą, ale popatrzcie pod kątem pojedynku aktorskiego, to jest coś. "Ja widziałem rzeczy w które wy ludzie byście nie uwierzyli, płonące statki w gwiazdozbiorze Oriona, strumienie elektronów jarzące się w ciemnościach. Wszystko to - zginie jak łzy podczas deszczu. Czas umierać." Dreszcz na plecach, jak będę miał tyle sił to powiem to przed śmiercią.
raczej na pewno nie ukradł - został Hauer oczywiście zapamiętany z tej roli, ale nie jako ktoś kto przyćmił Forda, bo po prostu za mało go było na ekranie. Po prostu został zapamiętał z tego słynnego monologu, co do którego akurat zdecydowanie bardziej wolę to bardziej poetyckie tłumaczenie (Wszystkie te chwile przepadną w otchłani czasu jak łzy w deszczu) :)
Ten kawalek "Widzialem..." napisal i dodal do scenariusza on sam czyli Rutger Hauer, zakonczenie filmu mialo byc inne. Rola Harrisona Forda tez jest dobra. Poczytajcie sobie jak chcecie: http://www.film.org.pl/prace/blade_runner/main.html [www.film.org.pl/prace/b...]
nie dodał, tylko zmienił scenariusz - bo ta scena w scenariuszu była, tylko sam monolog był nieco dłuższy. Hauer skrócił go.
W oryginalnym scenariuszu monolog ten brzmiał:
I've seen things...
(długa pauza)
seen things you little people
wouldn't believe... Attack ships
on fire off the shoulder of Orion
bright as magnesium... I rode on
the back decks of a blinker and
watched c-beams glitter in the dark
near the Tanhauser Gate.
(pauza)
all those moments... they'll be gone.
Bo jest Chrystusem. Maszyn. Poświęca się na rzecz następnych robotów/replikantów/androidów.
Zresztą zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi tym samym swego... człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując w finale od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Pozostaje pustka.