Czym się różni wersja reżyserska od zwykłej - kinowej?? bardzo lubie ten film, ale nie widzialem wersji reżyserskiej.
Istnieją dwie wersje kinowe: kinowa (Theatrical) oraz międzynarodowa (International). Różnią się miedzy sobą ilością pokazanej przemocy (w w. amerykańskiej jest jej mniej, chodzi głównie o sceny wyłupienia oczu Tyllerowi i walki Deckarda z Pris). W 1992 roku powstała pierwsza wersja reżyserska, która od poprzednich różni się: brakiem końcowej sceny podróży samochodem Deckarda z Rachel w pięknym, górskim krajobrazie, jest dodatkowa scena snu Deckarda z jednorożcem, nie ma narracji Deckarda w czasie filmu. Najnowsza wersja reżyserska różni się od poprzedniej kompletnie zremasteryzowanym obrazem oraz drobnymi szczegółami (największy, który zapadł mi w pamięć to, że gołąb, który wypuszcza Roy w momencie śmierci nie leci do niebieskiego nieba koło nie pasującego do filmu magazynu, tylko został wstawiony podkład z realistycznie - w odniesieniu do filmu - wyglądającymi budynkami). W edycji kolekcjonerskiej dostępna jest jeszcze wczesna wersja filmu "Workprint", która oprócz jakości montażu i strony wizualnej różni się od wersji kinowych rozbudowaną sceną śmierci Roya. Więcej różnic nie pamniętam ale za ich nieuwzglądnienie serdecznie żałuję ;) Ogólnie różnice są bardzo małe i oprócz sceny z jednorożcem nie wpływają na ogólny odbiór filmu. Polecam wersje reżyserske (wybór zależy chyba tylko od tego czy ktoś woli obraz komputerowy, czy raczej klimat starszej wersji z i tak niesamowitymi efektami specjalnymi).
Oj, oj, oj...
Zmian jest chyba znacznie więcej.
Dzisiaj na wykłądzie u prof. Twardosza doweidziałem się bardzo interesujących rzeczy. Zatem...
W wersji rezyserskiej został dodany narrator - Deckhard opowiada kim jest i czym się zajmuje. Jest scena snu w któej śni mu się biegnący przed siebie jednorożec i w jednej z końcowych scen (scena wsiadania do windy, a potem chyba odlotu statkiem) ukazane jest jak bohater niechcąca strąca ze stołu papierowego jednorożca. A zatem?
Ktoś kto to zostawił, podrzucił itp (nie wiem jak to do końca było) zna jego sny. A skoro zna jego sny (które to chyba zostały wszczepione) to wychodzi na to, że sam Deckhard jest androidem.
Czegoś takiego w ogóle nie ma w wersji kinowej! A to rzuca całkiem inne światło na ten film! Taką wersję szybko wycofano z kin, gdyż spotkała się z chłodnym odbiorem.
Przepraszam za wszelkie pomyłki, gdyż sam nie oglądałem nigdy całego "Blade Runnera". Ale myśle, że pomogłem pisząc powyższe zdania :)
Jak ty musisz się takiej "zakazanej wiedzy" musisz dowiadywac dopiero z wykladów to ja współczuje :D
"Dzisiaj na wykłądzie u prof. Twardosza doweidziałem się bardzo interesujących rzeczy. Zatem...
W wersji rezyserskiej został dodany narrator "
BZDURA. Narrator był w wersji kinowej, w reżyserskiej został USUNIĘTY.
Przyczytaj tekst jeszcze raz, dokładniej i ze zrozumieniem.
Może coś Ci się wtedy rozjaśni.
Poza tym z głupkami nie rozmawiam.
No więęęęc...
Głupkiem? A co powiedziec o osobie, która studiując filmoznastwo (w ogóle mając status STUDENTA) nie potrafi nawet poprawnie powtórzyć
wiadomości otrzymanych od swojego jak mniemam wykładowcy? No chyba, że profesor kompromituje się nie znając jednego z najsłyniejszych filmów s-f, ale pomimo tragicznego poziomu kadry naukowej w naszym kraju ja nie przyjmuje takiej ewentualności za prawdopodobną. Raczej to ty kompromitujesz swoim wpisem jego - podając dodatkowo nazwisko tego biedaka.
Nie będę ukrywać, że szczerze rozbiawił mnie ton twojej wypowiedzi, w której ujawniasz "wiedze zakazaną" (dodatkowo z błędami), która jest oczywistością dla wiekszości zalogowanych osób na tym portalu. Poza tym licze, że państwowa kasa nie idzie na przekazywanie takich banałów dostepnych w ciągu kilku ułamków sekundy za pośrednictwem google (również po polsku, obszernie na stronie film.org.pl) na wykładach... Miejmy nadzieje, że dowiedziałeś się o tym od profesora w przerwie wykładu przy automacie do kawy. W przeciwnym wypadku... zresztą nie snujmy czarnych scenariuszy, bo w końcu to UJ i swoją klasę ma.
Reasumując jeżeli rozbawienie połączone z troską o polską edukację w twoich oczach jawi się jako bycie głupkiem... to internet więc od biedy możesz używać tego terminu... oczywiście do momentu kiedy wiedziony ciekawością sprawdzisz prawdziwe znaczenie tego słowa.
Z wyrazami szacunku,
asertywny nonkonformista
Oczywiście zaraz musi się ktoś czegoś przyczepić. B.R. jest jednym z moich ulubionych filmów, a na pewno ulubionym s-f. Oglądałem chyba z 6 razy, ale nie zwróciłem uwagi czy to teatrical czy director's cut, tak więc o nosorożcu nie wiedziałem i cieszę że ktoś o tym napisał. Nie interesuje mnie skąd o tym wie. Powiedział i ok - ważne, że wiem. Uprzedził że w czymś się mógł pomylić i git. A ty się od razu chcesz z nim kłócić - dlaczego? Bo nie zdążyłeś tego napisać przed nim? To nie medycyna, że od detalu zależy czyjeś życie tylko informacja o filmie. Mnie jakoś strasznie nie rozbolało to, że facet pochwalił się że studiuje filmoznastwo. Z wiedzy o konkretnym filmie, który uwielbiam pewnie bym jakiegoś profesora zagiął ale o kolejnych już bym nic nie wiedział. Nie wiem ja Ciebie, ale mnie bardziej wkur...a, że nasze pieniądze są topione w dziesiątkach lipnych agencji państwowych i kumotersko rozdętej administracji, niż w katedrach, zakładach i instytutach uniwersyteckich.
jednorożcu... oczywiście bo zaraz by było;) Pozdrawiam Was i wszystkich fanów tego pięknego filmu.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując w finale od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Pozostaje pustka.
Czyli odradzasz obejrzenie reżyserskiej? Bo właśnie widzę, że jest już na netflixie i zamierzałam, w końcu poznać ten film. A która wersja jest bliższa książce?
Nie odradzam, to wciąż piękny film. Najlepiej po prostu obejrzeć je w tej kolejności, w jakiej powstawały.
Problem polega na tym, że wersja z lat 80. jest niestety praktycznie niedostępna, bo nie była odrestaurowana i od pewnego czasu nie jest wyświetlana już nawet w tv. Co Ridleyowi jest na rękę, od lat robi wiele, żeby została zapomniana. A szkoda.