Po pierwsze, nie rozumiem jak można być takim osłem, by okroić wersję reżyserką z motywu jednorożca i dodać "happy-end" - czy dzięki temu film rzeczywiście lepiej się sprzedawał? Przecież reżyserski oryginał pod względem fabularnym to filmowe dzieło.
Wracając do zagadki - prawdziwym łowcą androidów jest gość z laską który składa origami. Główny bohater to tylko jego "niewolnik", jak to określa pod koniec Rutger Hauer. Sytuacja głównego bohatera-androida i tej jego lali jest ta sama co Rutgera Hauera i jego replikanckiej panny - tak samo ja oni długo nie pożyją.
Wiem, że to nie jest odkrycie, oddaję po prostu przysługę tym którzy tego dotąd nie zrozumieli.
Ja na to nie wpadłem ale fakt jest to jedna z możliwości kim rzeczywiście jest Deckard.
To mit: http://www.filmweb.pl/film/%C5%81owca+android%C3%B3w-1982-734/discussion/Prawdzi wa+interpretacja+Blade+Runnera+-+Odk%C5%82amanie+mit%C3%B3w,2954387
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego... człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując w finale od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Pozostaje pustka.